Jeden z najbardziej męskich i traumatycznych problemów w życiu wielu z nas. Łysienie androgenowe. Konieczność stawienia czoła (dosłownie), prawdzie, zgodnie z którą naszych włosów ubywa. Niektórzy mają prostą receptę, po prostu krótko się strzygą i są zadowoleni. Jednakże, nie każdy wygląda dobrze z łysą glacą, umówmy się. Są tacy, którzy komicznie wyglądaliby z włosami. Weźmy na ten przykład Vin Diesela. Wyobrażacie go sobie z bujną czupryną?
To problem dla tych, którzy nie posiadają odpowiedniego kształtu głowy i rys twarzy, do których krótko ogolona głowa po prostu pasuje. Możliwe rozwiązania? Po zdiagnozowaniu, że to faktycznie łysienie androgonowe zostaje tylko jeden sposób. Przeszczep włosów. Dla tych, którzy łysieją z innych względów istnieje dużo więcej rozwiązań, lecz najpierw należy znaleźć przyczynę dla których włosy z taką łatwością opuszczają naszą głowę.
Na przeszczep włosów zdecydowało się wielu piłkarzy, aktorów, polityków… Nie każdy wyobraża sobie życie z gładką głową. Niestety, przeszczep nie należy do najtańszych i najprzyjemniejszych zabiegów. Dodatkowo, wiąże się to z czekaniem, aż wyłysiejemy na tyle aż będzie to zabieg opłacalny. Gdy pojawiają się pierwsze prześwity, nie warto uzupełniać ubytków. Za jakiś czas będziemy musieli udać się na kolejny zabieg. Koszt? Od kilku do kilkunastu tysięcy złotych w zależności od powierzchni, na której trzeba „doszczepić” włosy.
I tutaj pojawiają się mikrowłókna. Jeżeli zauważyliście, że Wasze włosy przerzedziły się, ale nie chcecie uciekać się do tak radykalnych metod jaką jest przeszczep włosów, możecie zdecydować się na zakup specjalnych mikrowłókien do włosów. Produkt ten nie należy do najtańszych, ale jest bardzo wydajny. Jak to działa? W trakcie układania fryzury, na przerzedzone miejsca należy równomiernie rozłożyć mikrowłókna, które występują w pudrze lub w spreju. One doczepiają się do naszych włosów i w bardzo skuteczny sposób zagęszczają naszą fryzurę likwidując prześwity. Są one bardzo trwałe i odporne, dlatego nie musimy się martwić, że na ulicy zacznie się z nas sypać „tynk”. To rozwiązanie dla tych, którzy nie wyobrażają sobie siebie w wersji „na łyso”, a jednocześnie nie chcą jeszcze decydować się na mało przyjemny przeszczep.